Przedstawiamy najnowsze oferty pracy dostępne w Powiatowym Urzędzie Pracy w Lubinie. Szczegółowe informacje i dane kontaktowe do pracodawc... » 15 nowych lamp zaświec...
Trwa rozbudowa oświetlenia drogowego w gminie Lubin. W miejscowości Obora na działce nr 404 oraz na działce nr 402, czyli przy ulicach Malinowej ... » Wielkanocna terrine z ...
Terrina to pierwotnie gliniany garnek z pionowymi bokami i szczelnie przylegającą pokrywką przeznaczony do gotowania lub pieczenia. Co ciekawe dz... » Najpierw ukradł taksów...
30-letni mieszkaniec gminy Ścinawa, ukradł spod jednego z lubińskich serwisów samochodowych taksówkę, która była w naprawie,... »
Data dodania: 10 marca 2009 — Kategoria: Gazeta POLSKA
Ruszył proces oprawców Bartka z Wałbrzycha. Po tej tragedii Sejm chce zmienić przepisy.
Przed jeleniogórskim Sądem Okręgowym rozpoczął się proces Mariusza V., oskarżonego o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad 3,5-letnim Bartusiem i zabicie go. Matka chłopca, Iwona K., odpowiada za znęcanie się nad dzieckiem i nieudzielenie mu pomocy. Wczoraj oboje zostali przesłuchani.
Dziecko zmarło w maju ubiegłego roku. Tragedia wstrząsnęła opinią publiczną. Jak wynika z zeznań, które w prokuraturze złożyli matka, konkubent i świadkowie, chłopiec był bity przez wiele tygodni. Jednak trzy dni przed śmiercią przeżył prawdziwą gehennę.
Mężczyzna miał go kopać, bić kablem. Kiedy malec nie miał sił, by jeść - oprawca podobno bił go po twarzy. W matce coś drgnęło, kiedy dziecko było już nieprzytomne. Gdy zaniosła Bartka do szpitala, chłopiec już nie żył.
Dziś ani matka, ani jej kochanek nie przyznają się do winy.
- Biłem Bartka, ale nie przyczyniłem się do jego śmierci - przekonywał wczoraj na sali sądowej Mariusz V.
Mężczyzna
siedział z kamienną twarzą. Przez dwie godziny składał obszerne
wyjaśnienia i wciąż powtarzał, że kiedyś leczył się psychiatrycznie.
Jednak już podczas dochodzenia biegli uznali, że w chwili, gdy
oskarżony bił dziecko, był poczytalny.
Jak mówiła Ewa Węglarowicz-Makowska, prokuratorka, która prowadzi
sprawę, Mariusz V. od początku próbował tłumaczyć się chorobą
psychiczną.
- Ocena biegłych była jednak jednoznaczna: oskarżony, bijąc Bartka, wiedział, że mógł go zabić - wyjaśnia prokuratorka.
I tak, jak od początku utrzymywał, zeznając w prokuraturze, również wczoraj przed sądem próbował przekonać, że winę za śmierć chłopczyka ponosi Iwona K. Twierdził, że to ona katowała syna, gdy narozrabiał. Jak mówił, najczęściej robiła to pod wpływem alkoholu. Chciał dowieść, że on sam karcił chłopca tylko małymi klapsami.
To, że Iwona K. staje się agresywna, kiedy wypije, potwierdza
również jej matka. Przyznaje, że nie wierzy w tłumaczenia córki i jej
konkubenta.
- Od początku jej mówiłam, żeby wreszcie się przyznali
do krzywdy, jaką wyrządzili temu dziecku - mówi pani Irena z
Wałbrzycha. I dodaje, że nie chce znać własnej córki. - Cały czas jej
mówiłam, żeby go zostawiła, to mnie nie słuchała.
Siebie Mariusz V. przedstawiał jednak jako troskliwego wujka, który
kupował dziecku smakołyki i chciał się z malcem zaprzyjaźnić. Innego
zdania byli jednak sąsiedzi, z którymi roz-mawialiśmy w dniu, w którym
doszło do tragedii. Zgodnie przyznali, że dziecko bało się mężczyzny.
Bartuś nie chciał z nim zostawać w domu, chował się, kiedy ten go wołał.
- Bardzo rzadko wychodził na podwórko, nie bawił się z dziećmi - mówiła jedna z sąsiadek.
Wczoraj konkubent Iwony K. twierdził jednak, że martwił się o chłopca, zwłaszcza o to, że jest zaniedbywany przez matkę.
- Gdybym mógł, oddałbym życie, by cofnąć czas - próbował wzbudzić litość.
Jednak nie zrobił nic, kiedy skatowany Bartek tracił już
przytomność. W sądzie pokrętnie tłumaczył, dlaczego nie pomógł zanieść
dziecka do szpitala.
- Zostałem w domu, bo chciałem zrobić sobie kawę i podgrzać zupę. Byłem głodny - mówił.
Iwona K., słuchając jego zeznań, co chwilę kiwała głową. Przedstawiła inną wersję zdarzeń. Winą za śmierć Bartusia obarczyła konkubenta. Sama przyznała się jedynie do tego, że nie udzieliła dziecku pomocy. Twierdziła, że od Mariusza V. chciała odejść wiele razy. - Groził, że nawet, jak go zamkną, to wreszcie i tak wypuszczą. I wtedy mnie znajdzie - mówiła.
Ustawa po pierwszym czytaniu
Śmierć Bartusia to kolejna tragedia, która dotyka dziecko w naszym regionie.
Kilka
tygodni temu do podobnego zdarzenia doszło pod Kłodzkiem. 4-letnia
Magda zmarła w wyniku obrażeń. Konkubent jej matki skatował
dziewczynkę, bo "przeszkadzała mu w pracy".
Po tych wydarzeniach
Marek Michalak, rzecznik praw dziecka, wystąpił o przyspieszenie
procedury legislacyjnej dotyczącej wprowadzenia nowej ustawy o
przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. W ubiegły czwartek odbyło się
pierwsze czytanie rządowego projektu. Efektem czwartkowego posiedzenia
komisji jest decyzja o wysłuchaniu publicznym w sprawie ustawy, które
zaplanowano na 31 marca.
Po tragedii Bartusia interwencję obiecał
także Andrzej Czuma, minister sprawiedliwości. Na łamach naszej gazety
zapowiedział, że jego biuro przyjrzy się pracy kuratorów. Iwona K. była
bowiem pod opieką kuratorki, wobec której zresztą toczy się także
postępowanie. Śledczy zarzucają jej m.in. niedopełnienie obowiązków.
Katarzyna Wilk
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.
Subskrybuj nasz kanaĹ RSS!