
70-latek chcąc zainwestować pieniądze w akcje koncernu paliwowego i gazowego stracił 130 tysięcy złotych. Reklama szybkiego zysku dostępna była n... »

Już w najbliższą niedzielę, 3 grudnia 2023 roku, mieszkańcy Lubania będą świadkami ostatniej w tym roku przysięgi wojskowej żołnierzy 16 Dolnoślą... »

Akademia wręczania odznaczeń najbardziej zasłużonym pracownikom rozpoczęła tegoroczne obchody Barbórki w KGHM. Podczas centralnej uroczyst... »

Licytacje opublikowane dnia: 30 listopada 2023 Kategoria: pozostałe ruchomości 1. Garaż metalowy wolnostojący, lokalizacja: PRZE... »






Data dodania: 23 marca 2009 — Kategoria: Gazeta POLSKA

Chorych dzieci coraz więcej. Nie ma kto ich leczyć. Ministerstwo Zdrowia szykuje na to receptę.
Rodzice dzieci chorych na serce albo ze schorzeniami neurologicznymi
na przyjęcie ich pociech przez lekarza specjalistę we Wrocławiu muszą
czekać nawet kilka miesięcy.
- Kiedyś stałam całą noc, aby
zarejestrować córkę do lekarza od rehabilitacji - wspomina Anna
Koszela, mama pięcioletniej Agnieszki, którą urodziła się z ciężką wadą
serca. Jak wiele innych dzieci, aby dostać się do endokrynologa, mała
musiała czekać trzy miesiące.
Problem narasta od kilku lat, ale w tym roku jest najgorzej. Bo ubyło specjalistów, którzy mogą przyjmować chore dzieci.
-
NFZ doprecyzował zasady konkursu na tegoroczne świadczenia medyczne i
nie wszyscy lekarze spełniają wymogi - przyznaje Teresa Chmiel,
dyrektor przychodni na Psim Polu.
Konsultanci wojewódzcy alarmują, że sytuacja robi się coraz bardziej
dramatyczna. Chorych maluchów przybywa. Nie tylko z wadami serca i
problemami neurologicznymi, ale całą rzeszą innych schorzeń.
- Rodzi
się coraz więcej dzieci, także wcześniaków, którym medycyna ratuje
życie. Nawet takim ważącym 400 gramów. Te dzieci potem trafiają do nas
na leczenie - tłumaczy dr Barbara Ujma-Czapska, konsultant wojewódzki
ds. neurologii dziecięcej ze szpitala przy ul. Traugutta.
Specjaliści tłumaczą, że po prostu nie nadążają z przyjmowaniem małych pacjentów.
Do
kardiologa dziecięcego w szpitalu przy ul. Kamieńskiego rejestratorki
zapisują dopiero na czerwiec. Rocznie trzech lekarzy udziela 6 tys.
porad i leczy średnio 800 dzieci, które leżą na oddziale szpitalnym.
Wszystkich kardiologów dziecięcych jest 8 na cały Dolny Śląsk. I są
tylko we Wrocławiu.
Tymczasem w 2007 r. urodziło się w naszym regionie ponad 4 tys. dzieci z wadą serca.
-
Oprócz tego przybywa nam małych pacjentów z powodu nadwagi i
nadciśnienia, więc potrzeba więcej lekarzy. Przydałoby się jeszcze 8-10
specjalistów - przyznaje prof. Andrzej Boznański, szef Kliniki
Alergologii i Kardiologii Dziecięcej wrocławskiej Akademii Medycznej.
Jeszcze gorzej jest z neurologami. Jest ich w regionie zaledwie 20, brakuje 10.
-
Przez kilka lat nie było takiej specjalizacji. A kadra nam się
zestarzała. Co będzie, gdy za kilka lat zaczną odchodzić na emerytury?
Nie będzie miał kto ich zastąpić - martwi się dr Ujma-Czapska.
Jednak
chętnych do zdobycia specjalizacji z neurologii dziecięcej nie ma. Nie
zachęca ich pensja - 1800 zł na rękę, jaką dostaje lekarz, który
zaczyna robić specjalizację w szpitalu. Podobnie źle jest w przypadku
kardiologów dziecięcych. Zrobienie tej specjalizacji zabiera prawie 9
lat, a to odstrasza.
Zdaniem szefów placówek, ograniczeniem są też limity, które narzuca Narodowy Fundusz Zdrowia.
-
Lekarz może przyjąć tylko 15 pacjentów dziennie, a my i tak przyjmujemy
20 - przyznaje prof. Anna Noczyńska, kierownik kliniki endokrynologii
wieku rozwojowego na Akademii Medycznej.
- Moglibyśmy przyjmować
więcej dzieci, nawet 25 dziennie, ale ograniczają nas limity w
kontrakcie zawartym z NFZ - twierdzi dr Elżbieta Kukawczyńska,
kardiolog dziecięcy ze szpitala przy ul. Kamieńskiego.
Joanna Mierzwińska z dolnośląskiego oddziału NFZ tłumaczy, że
fundusz w ub. r. dopłacił szpitalowi za porady z kardiologii dziecięcej
dodatkowe 60 tys. zł. A szpitalowi dziecięcemu - 28 tys. zł za porady
neurologiczne.
- Nie wykorzystali całej sumy - zwraca uwagę
Mierzwińska. I tłumaczy, że na to, ilu w placówce pracuje specjalistów
i ilu pacjentów dziennie przyjmują, NFZ nie ma wpływu. - To są sprawy
organizacyjne szpitala - twierdzi.
Ministerstwo Zdrowia szykuje zmiany, które mają zachęcić lekarzy do pracy. Na razie placówki radzą sobie, jak potrafią. Lekarze ze szpitala w Jeleniej Górze, gdy podejrzewają wadę serca u małego pacjenta, nagrywają badanie USG i przesyłają przez internet kardiologom dziecięcym z Wrocławia.
Ministerstwo Zdrowia ma projekt zmian przepisów, które mają zachęcić młodych lekarzy do podejmowania niektórych specjalizacji i zatamować ich odpływ za granicę i do innych zawodów.
Resort zamierza:
* zlikwidować obowiązkowy staż podyplomowy,
* uprościć zasady robienia specjalizacji, z likwidacją podziału na podstawowe i szczegółowe, co skróci czas potrzebny do jej zdobycia,
* ograniczyć Państwowy Egzamin Specjalizacyjny do testu i części ustnej - bez egzaminu praktycznego. I umożliwić lekarzom przystąpienie do PES po raz piąty i kolejny aż do pozytywnego zaliczenia egzaminu w ciągu 48 miesięcy od daty zaliczenia specjalizacji,
* zróżnicować pensje lekarzy rozpoczynających specjalizację w zależności od etapu, stażu i dziedziny.
Eliza Głowicka
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.




