Funkcjonariusze dolnośląskiej Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) przejęli 4 tys. płynów służących do napełniania e-papierosó... » Spektakl „Teatru...
Dlaczego nie tolerujemy „obcych”, a inność traktujemy jak zagrożenie? To pytanie zadają aktorzy „Teatru ze Świetną Nazwą”... » Matczyna emerytura wyż...
Niecałe 60 tysięcy osób dostaje „matczyną emeryturę” z ZUS-u Maksymalna kwota comiesięcznych wypłat z ZUS - wynosi od marca te... » Filmowa wiosna w kinac...
Sieć kin Helios zaprasza kinomanów na najnowsze premiery i nie tylko! W nadchodzącym tygodniu na wielkie ekrany wchodzą między innymi dwie... »
Data dodania: 15 kwietnia 2009 — Kategoria: Gazeta POLSKA
Strażnicy miejscy z Lubina przywieźli do weterynarza bezdomną
ciężarną kotkę z działek. Była osłabiona, toczyła pianę z pyska, od
tygodnia nic nie jadła, tylko piła wodę. Działkowcy, którzy prosili
straż o interwencję, podejrzewają, że ktoś podał zwierzęciu trutkę na
szczury. Jak twierdzą, tydzień wcześniej w tym samym rejonie w podobny
sposób zgładzono siedem innych kotów.
Gdy nazajutrz zadzwonili do
lekarza, okazało się, że chory zwierzak zniknął. Weterynarz Marek
Walkowicz twierdzi, że jeszcze tego samego dnia podał mu leki, wyniósł
przed budynek i po prostu wypuścił, bo nie ma warunków do leczenia
stacjonarnego kotów.
- To skandal. Lekarz beztrosko wypuścił chorą kotkę w ciąży w nieznanym jej terenie. Już po niej - oburza się Marian Węgielewski, jeden z działkowców. Walkowicz uspokaja, że czworonożnej pacjentce nic nie będzie.
- To nie trucizna, ale katar koci.
Jest pewny, choć nie robił
badań toksykologicznych. Nie robił, bo - jak tłumaczy - aby stwierdzić
obecność trucizny w organizmie, zwierzę trzeba by uśpić, pobrać wątrobę
oraz jelito i przekazać do analizy. Słusznie wnioskuje, że działkowcy
nie po to kazali strażnikom ratować kotkę, aby lekarz ją uśmiercił.
Zadzwoniliśmy do wrocławskiego Uniwersytetu Przyrodniczego, by sprawdzić, czy to faktycznie jedyny sposób na upewnienie się co do trucizny. Wyjaśniono nam, że są mniej drastyczne metody. Można na przykład zbadać pod względem toksykologicznym treści z przewodu pokarmowego. Lekarze pobierają je za pomocą sondy, płukania żołądka lub z jelita - przy zastosowaniu zwykłej lewatywy. Specjaliści podkreślają jednak, że sprawa nie zawsze jest tak prosta i każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie.
Problemem mogły być też pieniądze. Zgodnie z ustawą o ochronie
zwierząt, za leczenie bezdomnej kotki powinna płacić gmina. W praktyce
bywa różnie. Nie każdy rachunek od weterynarza może liczyć na
uwzględnienie.
Marek Walkowicz nie mówi o tym wprost, ale wyraźnie poirytowany rzuca, że straż miejska nie jest od wożenia bezdomnych kotów.
Dorota Ponikowska z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Lubinie uważa, że nie zatrzymując chorej ciężarnej kotki na obserwacji i wyrzucając zwierzę na bruk w nieznanym mu miejscu, weterynarz postąpił nieludzko.
- Nie miał prawa tego zrobić - uważa. - Jeśli faktycznie nie mógł jej zatrzymać, powinien nas powiadomić.
Kotka z kociętami w brzuchu już nie wróciła na działki. Przepadła jak kamień w wodę.
Piotr Kanikowski
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.
Subskrybuj nasz kanaĹ RSS!