Dolnośląski Program Stypendialny dla uczniów szczególnie uzdolnionych w zakresie przedmiotów ścisłych i zagrożonych wyklucze... » Otwarcie sezonu turyst...
Już niebawem, w ostatni weekend kwietnia, tuż przed długim weekendem majowym na Bulwarze Nadodrzańskim w Głogowie odbędzie się trzecia edycja Otw... » Helios Anime przedstaw...
Helios zaprasza wszystkich fanów anime na film zrealizowany na podstawie bestsellerowej mangi. „Spy x Family Code: White” to p... » Ponad 330 porcji narko...
Lubińscy operacyjni zatrzymali 32-latka, który w swoim domu miał ponad 330 porcji narkotyków. Mężczyzna ukrywał w sejfie marihuanę ... »
Data dodania: 15 kwietnia 2009 — Kategoria: Gazeta POLSKA
Pułkownik Rudolph-Christoph Freiherr von Gersdorff, który w samobójczym zamachu próbował zgładzić Hitlera, a później odkrył groby katyńskie, pochodził z Lubina
Przed 66 laty pułkownik von Gersdorff rozkazał żołnierzom Wehrmachtu sprawdzić krążące w okolicach Smoleńska pogłoski o rozstrzelanych przez Rosjan Polakach. Natrafili na pierwszy - długi na 28 metrów i szeroki na 16 metrów - dół ze zwłokami trzech tysięcy oficerów. Dwanaście warstw ciał z przestrzelonymi czaszkami. Gdy 13 kwietnia 1943 roku berlińskie radio podało komunikat o odkryciu, świat był w szoku.
Wojciech Wiszniowski, badacz lubińskiej przeszłości, próbuje dotrzeć do rodziny barona Gersdorffa. Kilka dni temu wysłał e-mail do Monachium, czeka na odpowiedź. Uważa, że choć pułkownik nosił mundur Wehrmachtu i służył w faszystowskiej armii, za samo ujawnienie zbrodni katyńskiej należy mu się szacunek Polaków. Niezależnie od tego, że faszyści wykorzystali szokujące odkrycie propagandowo, aby poróżnić antyhitlerowską koalicję.
Losy wojny pułkownik Rudolph-Christoph Freiherr von Gersdorff próbował zmienić także już wcześniej: 21 marca 1943 roku, gdy z dwiema angielskimi bombami w kieszeniach oficerskiego płaszcza czekał na Adolfa Hitlera. Fűhrer zamierzał tego dnia zwiedzać urządzoną w berlińskim Starym Arsenale wystawę zdobycznego sprzętu przywiezionego z frontu wschodniego. Jako współorganizator ekspozycji pułkownik znalazł się w gronie osób, które miały oprowadzić naczelnego wodza po sali. Postanowił wykorzystać ten moment, aby zgładzić Hitlera, wysadzając się w powietrze.
Zdaniem Wiszniowskiego, oficerski honor podpowiadał mu takie rozwiązanie. Pułkownik jest baronem, synem generała Ernsta von Gersdorffa. Jak kilku innych arystokratów, wśród których się obraca, uważa masowe mordy, dokonywane na żydowskiej ludności, i rozstrzeliwanie radzieckich oficerów politycznych, za hańbę. Plamę na honorze niemieckiej armii.
Samobójczy zamach w Starym Arsenale to pomysł innego niemieckiego
oficera - pułkownika Henninga von Tresckova. "Trzeba go zabić jak
wściekłego psa, który stwarza zagrożenie dla ludzi" - mówił o Hitlerze.
Gersdorff podejmuje się tej misji.
- Nie był typem samobójcy - mówi
Wojciech Wiszniowski. - To był skrajny racjonalista. Jednakże rok
wcześniej nieoczekiwanie zmarła jego żona Renata, więc uważał, że nie
ma nic do stracenia.
Gersdorff był gotów oddać swe życie, aby odsunąć od władzy szaleńca, który doprowadzi Niemcy do zguby.
Bomby przekazał mu porucznik Fabian von Schlabrendorff. Były angielskie, z chemicznymi zapalnikami - wystarczyło rozgnieść ampułkę z kwasem, by uruchomić reakcję chemiczną, która po 10 minutach powinna doprowadzić do wybuchu.
Jest 21 marca 1943 roku. Pod Stary Arsenał w Berlinie przyjeżdża
Hitler. Gdy przechodzi obok von Gersdorffa, pułkownik unosi prawą rękę
do pozdrowienia - lewą rozgniata w kieszeni zapalnik. Potem stara się
być jak najbliżej Fűhrera. Czeka na wybuch.
Ale Hitler, który miał
spędzić na wystawie godzinę, nagle zmienia plany. Jakby tknięty
przeczuciem odwraca się na pięcie i wychodzi. Niemalże w popłochu
opuszcza Stary Arsenał. Gersdorff zostaje z odbezpieczoną bombą w
kieszeni oficerskiego płaszcza. Cudem udaje mu się ją rozbroić w
toalecie. Hitler nigdy się nie domyślił, że tego dnia otarł się o
śmierć. Na barona von Gersdorffa nie padł cień podejrzenia. Pułkownik
znalazł się na froncie wschodnim jako wysoki rangą oficer wywiadu Grupy
Armii "Środek". Doprowadził do odkrycia grobów katyńskich. Życie
zawdzięczał Fabianowi von Schlabrendorffowi, który mimo gestapowskiej
kaźni nie wydał wspólników.
- Nie przesądzam, w jakim kierunku
potoczyłyby się losy II wojny światowej, gdyby zamachowcom udało się
zgładzić Hitlera, bo to czysta futurologia - mówi Wojciech Wiszniowski.
Lubinianin nie ma wątpliwości, że Gersdorff był narodowcem, choć nie
antysemitą. Nade wszystko był jednak człowiekiem honoru.
Lubinianin próbuje rekonstruować losy rodziny Gersdorffów. Według jego ustaleń, rodzice pułkownika przyjechali do Lubina ( po niemiecku: Lűben) w 1900 roku. Ojciec - baron Ernst von Gersdorff - objął funkcję 4. Regimentu Dragonów von Bredova. Matka Christine pochodziła z hrabiowskiego rodu Dohna-Schlodien, który wśród licznych posiadłości posiadał również kamienicę w Lubinie (w okolicach tzw. małych koszar u zbiegu dzisiejszych ulic Bema i Skłodowskiej-Curie). Rodzinnym majątkiem Gersdorffów była wieś Sichów między Legnicą, Złotoryją a Jaworem. Rudolph-Christoph urodził się w Lubinie 27 marca 1905 roku jako drugi z czworga rodzeństwa. Dorastał w kamienicy przy Polkwitzerstrasse (dzisiejsza ul. Marii Skłodowskiej-Curie). Na pewno w Lubinie ukończył szkołę średnią. Wojskową karierę zaczynał jako zwykły kawalerzysta, ale w momencie inwazji na Polskę był już kapitanem kawalerii. Jego arystokratyczne pochodzenie było przepustką do kariery w armii. Podczas II wojny światowej służył w Grupie Armii "Środek", był oficerem Abwehry. W tym samym, 1944 roku, kiedy w gestapowskiej kaźni torturowano Fabiana von Schlabrendorffa, von Gersdorff został odznaczony przez Hitlera Krzyżem Żelaznym I klasy za odwagę na froncie.
Po wojnie na krótko dostał się do amerykańskiej niewoli. Prawdopodobnie przesłuchiwano go w sprawie kwestii katyńskiej. Służył w Bundeswehrze, choć nie robił błyskotliwej kariery. Potem poświęcił się działalności charytatywnej. Był założycielem i długoletnim przewodniczącym Johannitter-Unfall-Hilfe - powiązanej z zakonem joannitów organizacji humanitarnej niosącej pomoc ofiarom wypadków drogowych. Zmarł w 1980 roku w Monachium, zostawiwszy po sobie pamiętniki i nieprzetłumaczoną dotąd na język polski książkę "The truth about Katyn". Rudolph-Christoph miał czworo rodzeństwa. Według Wojciecha Wiszniowskiego, w Niemczech muszą żyć członkowie jego rodziny.
- Po wojnie natrafiliśmy na ślady córki Gersdorffa, Lori Gersdorff - mówi lubinianin. - Uważam, że dla ciągłości historii miasta warto odtworzyć losy tak nietuzinkowej postaci jak Rudolph-Christoph von Gersdorff.
Pułkownik von Gersdorff nie był jedynym desperatem, który próbował zgładzić wodza III Rzeszy. Wyświetlany właśnie w lubińskim kinie Muza film "Walkiria" opowiada historię najgłośniejszego z zamachów, dokonanego 20 lipca 1944 roku w kwaterze głównej Hitlera w Wilczym Szańcu pod Kętrzynem przez pułkownika Clausa Schenk von Stauffenberga. Dębowy stół zamortyzował wybuch. Fuhrer przeżył, a większość spiskowców poniosła śmierć.
Piotr Kanikowski
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.
Subskrybuj nasz kanaĹ RSS!