Terrina to pierwotnie gliniany garnek z pionowymi bokami i szczelnie przylegającą pokrywką przeznaczony do gotowania lub pieczenia. Co ciekawe dz... » Najpierw ukradł taksów...
30-letni mieszkaniec gminy Ścinawa, ukradł spod jednego z lubińskich serwisów samochodowych taksówkę, która była w naprawie,... » Wielkanocne śniadanie ...
Święta Wielkanocne to czas radości, spotkań rodzinnych i tradycyjnych potraw, które często stają się centrum uwagi podczas wspólnyc... » O jajach - nie tylko n...
Prof. Mariusz Korczyński z Katedry Żywienia Zwierząt i Paszoznawstwa UPWr, o tym, dlaczego jaja powinny znaleźć się w naszym jadłospisie, kt&oacu... »
Data dodania: 12 maja 2009 — Kategoria: Gazeta POLSKA
Czy w najgłośniejszym wrocławskim procesie dotyczącym zbrodni,
jakiej miał dopuścić się autor książki pt. "Amok", ktoś celowo podłożył
sądowi fałszywe dowody, żeby doprowadzić do uniewinnienia mężczyzny?
Prokuratura rozważa możliwość wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Chodzi o jeden z głównych dowodów - telefon komórkowy ofiary.
Zdaniem prokuratury był sprzedany przez oskarżonego na internetowej
aukcji w portalu Allegro kilka dni po zbrodni. Ale od niedawna to już
nie takie pewne. Okazało się, że identycznych telefonów, nawet z tym
samym - rzekomo niepowtarzalnym - numerem fabrycznym jest więcej.
Obrońca
pisarza dwa takie telefony przyniósł do sądu. To nowy, sensacyjny wątek
procesu. Przypomnijmy. Pisarza Krystiana B. oskarżono o to, że zabił
przedsiębiorcę, którego podejrzewał o romans ze swoją byłą żoną.
Mecenas
Karol Węgliński przekonuje, że identycznych telefonów może przynieść
jeszcze choćby 100. I zapewnia, że każdy będzie tej samej marki i, co
najważniejsze, z tym samym, wpisanym do pamięci piętnastocyfrowym
numerem fabrycznym, tzw. IMEI.
Skąd w rękach obrońcy wzięły się telefony z identycznym numerem
IMEI, skoro producenci telefonów przekonują, że to numer unikatowy i
nie może się powtórzyć w dwóch aparatach nigdzie w świecie?
Ekspert
od nowych technologii Arkadiusz Wyrostek przesłuchiwany w piątek w
Sądzie Apelacyjnym nie miał wątpliwości, że telefony zostały
spreparowane. Ktoś wpisał do ich pamięci numer IMEI identyczny z
numerem telefonu ofiary zbrodni.
Kto to zrobił? Mecenas Węgliński nie może ujawnić, skąd ma telefony.
Obowiązuje go tajemnica adwokacka - gdyby ją złamał, straciłby prawo
wykonywania zawodu.
- Jeżeli rzeczywiście telefony zostały
przerobione specjalnie po to, żeby wykorzystać je w procesie, to możemy
mieć do czynienia z utrudnianiem postępowania, a to jest przestępstwo -
próba wprowadzenia sądu w błąd - mówi rzeczniczka Prokuratury
Apelacyjnej Elżbieta Czerepak. - Nie jest wykluczone, że w tej sprawie
zostanie wszczęte śledztwo. Jeśli tak się stanie, będzie je prowadzić
Prokuratura Rejonowa Wrocław-Stare Miasto - zapowiada.
Mecenas Karol
Węgliński przekonuje, że o przestępstwie nie ma mowy. Jego zdaniem
wszczęcie w tej sprawie śledztwa byłoby skandalem i ograniczaniem prawa
do obrony.
- Nie było fałszerstwa - zapewnia. - Chcieliśmy wykazać, że z
telefonem można zrobić, co się chce, na przykład zmienić numer IMEI.
Chcieliśmy pokazać, że telefon sprzedany na Allegro mógł nie należeć do
ofiary.
W środę wrocławski Sąd Apelacyjny wyda ostateczny wyrok w
najgłośniejszym wrocławskim procesie ostatnich lat. Chodzi o sprawę
pisarza Krystiana B., autora książki pt. "Amok". Mężczyznę oskarżono o
zamordowanie domniemanego kochanka byłej żony.
Sprawę opisywały media z całego świata - od USA po Bułgarię. Trwają nawet prace nad filmami fabularnymi o tej historii.
Emocje
mediów budzi zwłaszcza książka oskarżonego, a dokładniej pojawiające
się w niej opisy jakiejś zbrodni. Nie udało się jednak wyjaśnić, czy
było to morderstwo, którego dotyczy proces. "Amok" w samym procesie nie
ma więc tak wielkiego znaczenia, jak telefon komórkowy ofiary. To on
jest jednym z głównych dowodów w sprawie. Według prokuratury oskarżony
sprzedał go kilka dni po dokonaniu zbrodni na aukcji internetowej.
Gdyby
udało się obalić tezę śledczych, że na portalu Allegro sprzedano
komórkę zamordowanego, Krystian B. mógłby być uniewinniony. I już
jesienią ubiegłego roku obrońca, mecenas Karol Węgliński, złożył w
sądzie dwa telefony komórkowe identyczne jak ten znaleziony w 2005 roku
przez policjantów.
Wrocławski Sąd Okręgowy, który już wcześniej badał tę sprawę, nie
wyjaśnił dokładnie tego wątku. Nie zainteresowała się nim także
oskarżająca Krystiana B. legnicka prokuratura. Nie próbowano wyjaśnić,
czy mogło dojść do manipulacji - celowego spreparowania telefonów, by
wyglądały identycznie jak telefon sprzedany na Allegro.
Mimo to w
grudniu 2008 r. Krystian B. został skazany na 25 lat więzienia. Obrona
odwołała się od tego wyroku. Jeden z argumentów apelacji to właśnie
brak dowodu, że komórka sprzedana przez internet istotnie była
telefonem ofiary. Dopiero Sąd Apelacyjny zainteresował się pochodzeniem
telefonów dostarczonych przez obrońcę.
Na polecenie sądu obydwa
aparaty zbadał ekspert od nowych technologii Arkadiusz Wyrostek. I
orzekł, że komórki dostarczone przez obrońcę zostały spreparowane tak,
by przypominały komórkę ofiary.
- Prokuratura powinna wyjaśnić, czy nie doszło do przestępstwa -
komentuje rzecznik wrocławskiego Sądu Apelacyjnego, sędzia Witold
Franckiewicz.
Przestępstwem jest utrudnianie postępowania, na
przykład przez tworzenie fałszywych dowodów - choćby takich jak
telefony komórkowe. Grozi za to nawet pięć lat więzienia. Chyba że w
sprawę zamieszany jest ktoś z bliskich oskarżonego. Wtedy możliwe jest
nadzwyczajne złagodzenie kary albo w ogóle rezygnacja z niej.
Telefon
komórkowy, który budzi takie emocje podczas procesu, to pierwszy trop,
jaki wskazał na Krystiana B. jako domniemanego mordercę.
Ofiara zbrodni - wrocławski przedsiębiorca Dariusz J. - zaginęła bez śladu w listopadzie 2000 roku. Ciało mężczyzny wyłowiono z Odry prawie miesiąc później. Było związane sznurem.
Specjaliści orzekli, że Dariusz J. mógł być przez kilka dni przetrzymywany w nieznanym miejscu, bity i głodzony. Śledztwo w sprawie morderstwa utknęło w martwym punkcie i szybko zostało umorzone.
Sprawę wznowiono w 2005 roku, kiedy policjanci zaczęli szukać
telefonu komórkowego ofiary. Szybko ustalili, że Krystian B. sprzedał
ten telefon na Allegro po zaginięciu Dariusza J.
Pisarz od początku
sprawy do winy się nie przyznaje. Podczas śledztwa i procesu nie
potrafił wiarygodnie wytłumaczyć, skąd miał telefon. Wspominał, że
kupił go w lombardzie, ale sądowi i śledczym nie udało się tego
potwierdzić.
Marcin Rybak
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.
Subskrybuj nasz kanaĹ RSS!