30-letni mieszkaniec gminy Ścinawa, ukradł spod jednego z lubińskich serwisów samochodowych taksówkę, która była w naprawie,... » Wielkanocne śniadanie ...
Święta Wielkanocne to czas radości, spotkań rodzinnych i tradycyjnych potraw, które często stają się centrum uwagi podczas wspólnyc... » O jajach - nie tylko n...
Prof. Mariusz Korczyński z Katedry Żywienia Zwierząt i Paszoznawstwa UPWr, o tym, dlaczego jaja powinny znaleźć się w naszym jadłospisie, kt&oacu... » Statystycznie dłuższe ...
Tablice trwania życia są, co roku publikowane przez GUS. Co do zasady nie dotyczą one osób, które już przeszły na emeryturę. Nie ma... »
Data dodania: 02 czerwca 2009 — Kategoria: Gazeta POLSKA
Choć alarm został odwołany, to leśnikom wciąż nie dają spokojnie spać ślady ogromnej łapy, które znaleźli tydzień temu w lesie pod Wałbrzychem. Odciśnięte w błocie łapy zwierzęcia były tak nietypowe i duże (14 cm x 14 cm), że nadleśniczy zdecydował, by sprawę zgłosić na policję i zwołać sztab kryzysowy.
- Znamy się na tropach, ale takich śladów nie widzieliśmy - tłumaczy Jan Dzięcielski z Nadleśnictwa Świdnica.
Ludzie
dzwoniący do leśników mówili o rudym, dużym kocie widzianym w lasach w
Górach Sowich. Najpierw myśliwi zgłosili, że z ambony obserwowali przez
kilkanaście minut ogromnego drapieżnika, który spacerował po polanie
nieopodal lasu. Potem zadzwoniła też nauczycielka z Rościszowa. Podczas
spaceru z psem zauważyła ogromnego, rudego kota, który pił wodę ze
strumyka. Dwa dni później w tym samym miejscu znalazła zająca z
odgryzioną głową.
Do nadleśnictwa dostarczono też amatorskie filmy, nakręcone telefonem komórkowym. Niestety, na jednym z nich, kręconym o zmierzchu, widać jedynie ogromną, ciemną plamę poruszającą się na leśnej ścieżce. Na drugim jest rudy kot, ale film jest kiepskiej jakości, a zwierzę filmowano z tak dużej odległości, że trudno określić precyzyjnie jego wielkość.
W całym Nadleśnictwie Świdnica przez kilka dni obowiązywał zakaz
wstępu do lasu. Głównie ze względu na dziwne tropy znalezione pod
Wałbrzychem. Miejsce zabezpieczono, ślady sfotografowano, zrobiono ich
gipsowy odlew i przekazano fachowcom z wrocławskiego ogrodu
zoologicznego. Ci jednoznacznie stwierdzili - to nie puma ani żaden
inny dziki kot. Alarm więc odwołano. Ale leśnikom ciągle ślady nie dają
spokoju. Chcą jednoznacznej odpowiedzi, do jakiego zwierzęcia należały.
Dolny Śląsk to kolejny region, gdzie pojawia się zwierz. Był już widziany na Opolszczyźnie, Górnym Śląsku i Lubelszczyźnie.
Radosław Ratajszczak, dyrektor wrocławskiego zoo, studzi emocje.
-
Koty, chodząc, chowają pazury, nie zostawiają ich odcisków. To zatem
jakieś zwierzę psowate - przekonuje. - Myślę, że to wytwór ludzkiej
wyobraźni. Dziś wiele jest dużych, wręcz przerośniętych zwykłych kotów.
Być może widziane w lesie, gdy szybko biegną, wydają się większe niż w
rzeczywistości.
Z prof. Dariuszem Dolińskim, dziekanem wrocławskiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, rozmawia Małgorzata Matuszewska
Słyszał Pan już o zwierzęciu grasującym na Dolnym Śląsku?
Nie, jeszcze nie.
Ciekawe, bo plotki rosną w zastraszającym tempie. Taki jest ich mechanizm?
Zwykle
plotki są pełne emocji, a ich wielkość zależy przede wszystkim od lęku.
Plotka ma to do siebie, że na kolejnych etapach dystrybucji jest
modyfikowana.
Pamięta Pan czarną wołgę porywającą dzieci?
Pamiętam.
Czarna wołga była słynna przed upadkiem komunizmu, ale w jakich
dokładnie latach działała, chyba nikt już nie pamięta. Do jej
upublicznienia nie przyczyniały się media, bo obowiązywała cenzura.
"Czarna wołga" kursowała więc z ust do ust.
Dziś rozwój plotki to "zasługa" mediów?
I tak, i nie.
Oczywiście, plotkarskie media, nieobarczone cenzurą, służą dystrybucji
informacji i jej rozrastaniu. Ale już w czasie II wojny światowej
słynna była opowieść o amerykańskim jeńcu, autorze listu z japońskiej
niewoli. Pisał on, że Japończycy dobrze go traktują i wszystko jest w
porządku, ale poprosił, żeby znaczek z koperty trafił do jego
filatelistycznych zbiorów. Ponieważ rodzina jako żywo nie słyszała o
filatelistycznych zainteresowaniach żołnierza, odklejono znaczek. Pod
nim zapisana była informacja o tym, że nadawca jest torturowany. Pisały
o tym amerykańskie gazety. Potem okazało się, że analogiczna sytuacja
trafiła do mediów i ustnych opowieści w czasie I wojny. Dziś także nie
wiadomo, czy na Dolnym Śląsku grasuje jedno zwierzę, czy więcej.
Są mechanizmy sprzyjające powstawaniu i rozwojowi plotki?
W
psychologii istnieje tzw. transfer pobudzenia. Nie zawsze zdajemy sobie
sprawę ze źródeł targających nami emocji. Łatwiej można się wystraszyć
tajemniczego zwierzęcia, jeśli akurat nosimy w sobie lęk związany np. z
chorobą czy kłopotami w pracy.
Małgorzata Moczulska
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.
Subskrybuj nasz kanaĹ RSS!