Bezdomne psy znajdą ciepły kąt nieopodal Lubina. Gminy wspólnie wybudują dla nich super schronisko.

Budową i prowadzeniem schroniska dla bezdomnych zwierząt w Szklarach Górnych zajmie się specjalnie w tym celu powołany związek międzygminny. Już przystąpiło do niego 20 samorządów z okolic Wrocławia, Głogowa i Lubina. Trzy kolejne - Rudna, Miękinia i Żmigród - nie zdążyły jeszcze podjąć stosownych uchwał, ale wstępnie zadeklarowały swój udział w tym przedsięwzięciu.

Przygotowania do wspólnej inwestycji trwały od kilkunastu miesięcy. W międzyczasie załatwiono formalności z 1,5-hektarową działką w pobliżu likwidowanego szybu wschodniego kopalni Polkowice-Sierszowice w Szklarach Górnych, gdzie ma być zlokalizowane schronisko. Lubińskie starostwo, które koordynuje działania gmin, dostało pozytywną opinię nadleśnictwa, bo miejsce jest otoczone lasem. W przyszłym roku ruszą prace budowlane.

Postawienie schroniska ma kosztować ok. dwóch milionów złotych. Utrzymanie - pół miliona rocznie. Udział gminy w kosztach budowy będzie proporcjonalny do liczby ludności. Przyjęto przelicznik 9,85 zł na głowę, więc np. mająca 12 tys. mieszkańców gmina wiejska Lubin będzie musiała wpłacić jednorazowo ok. 112 tys. zł.

To duże pieniądze, ale ta inwestycja zaoszczędzi samorządom wielu kłopotów. Obecnie zdarza się bowiem, że muszą przechować odłowione na ulicy psy przez kilka dni, zanim po dziesiątkach telefonów w końcu znajdą dla nich wolne miejsce. Niekiedy wożą zwierzęta przez pół Polski, bo położone bliżej placówki są przepełnione.

Gmina Lubin niedawno nie miała wyjścia: musiała odstawić dwa bezpańskie kundle do Białogardu Szczecińskiego, co łącznie z transportem kosztowało ją kilkanaście tysięcy złotych. Poza tym schroniska nastawione są na komercyjną działalność i dyktują samorządom horrendalne stawki - nawet po trzy-cztery tysiące złotych za jednego psa.
- W naszym przypadku przeważył rachunek ekonomiczny - mówi Andrzej Bielski, sekretarz gminy Środa Śląska, która jest wśród założycieli związku międzygminnego. - Uznaliśmy, że w dłuższej perspektywie bardziej opłaci się dotować wspólne regionalne schronisko.

Przygotowany w 2007 roku projekt przewidywał zbudowanie 39 kojców, w których zamieszkałoby 200 psów. Ale od tego czasu liczba samorządów zainteresowanych tą inwestycją wzrosła.
- Sądzę, że obecnie 300 miejsc powinno wystarczyć - mówi lubiński wicestarosta Ryszard Kabat, który koordynuje prace nad schroniskiem.

Może rzeczywiście wystarczy. W Polkowicach, które będą należeć do największych gmin w związku, w 2008 roku odławiano zaledwie 11 psów. W tym roku było ich 6.
W miarę wolnych miejsc nowe schronisko będzie świadczyć usługi - po cenach komercyjnych - dla gmin niebędących jego właścicielami.
- Zakładamy bardzo wysokie standardy, przeciętnie po pięć psów w kojcu - podkreśla Ryszard Kabat.

Każdy kojec będzie się składał z dwóch części - ogrzewanego legowiska w budynku i połączonego z nim wybiegu. Osobne boksy przygotowano dla zwierząt chorych i agresywnych. Przy schronisku będzie też działał hotel dla psów. Ma to zapewnić placówce dodatkowe dochody i pomóc gminom w utrzymaniu całości.

Wojciech Wiszniowski, prezes miejscowego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, który od lat dobijał się o powstanie schroniska w Lubinie, deklaruje współpracę.
- Nasi wolontariusze chętnie zaangażują się na przykład w wyprowadzanie psów na spacery lub w poszukiwanie dla nich nowych właścicieli - zapowiada.
Do lubińskiego oddziału TOZ już dzwoniło kilka pań gotowych do pomocy. Starostwo przyjmuje te deklaracje z wdzięcznością.
Ryszard Kabat: Nie ma schroniska bez aktywnego wolontariatu
- Nie wyobrażamy sobie schroniska bez aktywnego wolontariatu - twierdzi Ryszard Kabat. - Dlatego w obiekcie zaplanowaliśmy salę konferencyjną, w której mogliby się spotykać przyjaciele zwierząt. Szykujemy się też do intensywnej współpracy ze szkołami - tłumaczy.

Okiem fundacji
Międzygminne schroniska to w Polsce ciągle rzadkość. Ale jeśli tworzyć nowe, to tylko w taki sposób - kibicuje dolnośląskim gminom Tadeusz Wypych z warszawskiej fundacji Argos, która od kilku lat monitoruje działalność schronisk dla zwierząt.
Te prywatne, nastawione na zysk, często okazywały się uśmiercalniami.
- Wójtowi można patrzyć na ręce. I łatwiej wskazać odpowiedzialnych, jeśli dojdzie do nieprawidłowości - mówi Tadeusz Wypych. - Niestety, dotąd nie opracowano żadnych norm opieki w schronisku. Nadzór dotyczy wyłącznie bezpieczeństwa epidemiologiczno-weterynaryjnego. A jakość opieki nad zwierzętami powinno się mierzyć liczbą psów przypadających na jednego etatowego pracownika. Według nas, nie może być ich więcej niż 25.

Piotr Kanikowski

Napisz komentarz!