Przedstawiamy najnowsze oferty pracy dostępne w Powiatowym Urzędzie Pracy w Lubinie. Szczegółowe informacje i dane kontaktowe do pracodawc... » 15 nowych lamp zaświec...
Trwa rozbudowa oświetlenia drogowego w gminie Lubin. W miejscowości Obora na działce nr 404 oraz na działce nr 402, czyli przy ulicach Malinowej ... » Wielkanocna terrine z ...
Terrina to pierwotnie gliniany garnek z pionowymi bokami i szczelnie przylegającą pokrywką przeznaczony do gotowania lub pieczenia. Co ciekawe dz... » Najpierw ukradł taksów...
30-letni mieszkaniec gminy Ścinawa, ukradł spod jednego z lubińskich serwisów samochodowych taksówkę, która była w naprawie,... »
Data dodania: 16 października 2009 — Kategoria: Gazeta POLSKA
Po siedmiu latach rządzenia Lubinem Robertowi Raczyńskiemu grozi odwołanie ze stanowiska prezydenta, a jego poplecznikom utrata intratnych posad w ratuszu i spółkach komunalnych.
25 października odbędzie się referendum. Rada miejska chce, by na rok
przed upływem kadencji lubinianie dokonali oceny swego prezydenta i
zdecydowali, czy powinien dalej sprawować tę funkcję. Jeśli do urn
pójdzie co najmniej 30 procent uprawnionych mieszkańców i większość
zagłosuje przeciwko Raczyńskiemu, będzie musiał ustąpić.
Może zatem dojść do zmiany warty, na którą Platforma Obywatelska
oraz stowarzyszenie Teraz Lubin czekają od lat. Tymczasem prezydent
robi dobrą minę do złej gry.
- Jadę na ryby do Kunic - beztrosko deklaruje Robert Raczyński. -
I będę zachęcał innych, żeby 25 października też pojechali sobie na
ryby.
Bojkot zaleca Tymoteusz Myrda, szefujący prezydenckiemu ugrupowaniu Lubin 2006:
- Referendum to próba partyjnej manipulacji - mówi.
Zgodnie z tą strategią na ulicach Lubina nie rzucają się w oczy
obwieszczenia z wykazem lokali wyborczych i terminem referendum. Wiszą
sobie dyskretnie. Ale walka trwa.
Strategia prezydenta to obrona przez atak i odwrócenie uwagi od
własnej osoby. Lubińska Spółka Inwestycyjna stara się więc przekonać
opinię publiczną, że za dziurę, którą cztery lata temu wspólnie z
niemieckim partnerem wykopała w Rynku, odpowiadają władze powiatu, bo
odmówiły pozwolenia na budowę galerii handlowej bez parkingów. Krótko
po ogłoszeniu referendum wykopy udekorowano billboardami z podobiznami
starosty i wicestarosty, żeby nikt z wyborców nie kojarzył dziury z
prezydentem.
Wystarczyło niewłaściwe skojarzenie i Marek Bubnowski,
przewodniczący rady miasta, trafił przed sąd w trybie wyborczym.
Ugrupowanie Lubin 2006 pozwało go za wywiad w Radiu Elka, z którego
można było wywnioskować, że podstawą zwołania referendum przeciwko
prezydentowi jest dziura w Rynku. To nieprawda, bo referendum jest
konsekwencją nieudzielenia Robertowi Raczyńskiemu absolutorium za 2008
rok i dziura nie ma nic do rzeczy (choć głosując, lubinianie wezmą pod
uwagę pełny bilans jego rządów).
Bubnowski zdziwił się, ujrzawszy kilka dni temu w centrum Lubina
billboard ze swoim zdjęciem, nazwiskiem i treścią sprostowania, jakie
zgodnie z sądową ugodą wygłosił w Radiu Elka. Okazało się, że reklamę
zafundowało mu stowarzyszenie Lubin 2006.
- Chcieliśmy, by mieszkańcy dowiedzieli się o kłamstwie pana przewodniczącego - wyjaśnia Tymoteusz Myrda.
Na billboardzie z podobizną Bubnowskiego tłustą czcionką wyróżniono
tylko fragment: "Prostuję nieprawdziwą informację, jakoby prezydent
miasta Lubina Robert Raczyński odpowiedzialny był za dziurę w Rynku".
Bledszym drukiem wydrukowano kluczową dla decyzji sądu końcówkę
oświadczenia: "...i ta odpowiedzialność była powodem przeprowadzenia
referendum lokalnego".
- To jest manipulacja, ale nie zamierzam pozywać jej autorów w
trybie wyborczym - komentuje Marek Bubnowski. - Sąd to nie jest miejsce
do rozstrzygania naszych lubińskich sporów. Wolę, żeby rozstrzygnęły
się one 25 października przy urnach wyborczych.
Bubnowski przytacza cytat z czasów PRL-u: "Jeśli ktoś podniesie rękę na władzę ludową, to władza mu tę rękę utnie".
- W Lubinie jest podobnie. Kto krytykuje prezydenta, tego pozbawia się języka - dodaje Bubnowski.
Uwaga na efekt bumerangu
Z Romanem Baeckerem, politologiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, rozmawia Piotr Kanikowski
Czemu służy czarny piar?
Klasyczna kampania negatywna ma zniechęcić zwolenników przeciwnika,
by np. nie wzięli udziału w referendum. Do wykorzystania jest cały
szereg chwytów niemających często nic wspólnego z etyką. Wszystko
zależy od pomysłowości sztabów i akceptowalności takich zachowań przez
wyborców.
Czy to skuteczne?
Wyborcy niechętnie odnoszą się do kampanii pełnej brutalności i
wyzwisk. Ale za to łatwo dają posłuch wszelkim aferom. Utopieni w nich
politycy muszą dowieść, że nic ich z tą sprawą nie łączy, by wyjść z
twarzą.
Czarny piar to chyba jednak ryzykowna metoda walki z przeciwnikiem?
Kampanii negatywnej towarzyszy wielokrotnie opisywany efekt
bumerangu. Jeśli nie spełnia się pewnych zasad, to w końcu wyborcy
odrzucają autora kampanii negatywnej. Klasycznym przykładem jest to, co
zrobił Krzaklewski Kwaśniewskiemu. Mimo że informacje były prawdziwe,
wyborcy uznali je za mało ważne, a Krzaklewski stracił.
Czy referendum na rok przed wyborami ma sens?
Tylko wtedy, kiedy dotyczy spraw żywotnie obchodzących daną
społeczność. Z badań Andrzeja Piaseckiego wynika, że referenda nad
odwołaniem władz samorządowych coraz częściej są skuteczne.
Piotr Kanikowski
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.
Subskrybuj nasz kanaĹ RSS!