Firmy, które będą miały nadpłatę – dostaną pieniądze z powrotem, pod warunkiem, że do 20 maja rozliczą składki zdrowotne za 20... » Majowe nowości w kinac...
Nadchodzący tydzień to doskonała okazja do nadrobienia kinowych zaległości po majówkowych wyjazdach, zwłaszcza że w Heliosie zagoszczą aż ... » ZOO Lubin - Światowy D...
Ogród Zoologiczny w Lubinie zaprasza do wspólnego świętowania światowego dnia pszczół. Owady zapylające są bardzo ważne dla ... » Wariacja na temat azja...
Ramen to danie kojarzone z Japonią, które jednak powstało w Chinach. Jego podstawowym składnikiem jest makaron w bulionie wzbogacony najr&... »
Data dodania: 06 stycznia 2012 — Kategoria: Wiadomości
Kobieta, która ma męża alkoholika, cierpi bardziej niż on. Jola zna to cierpienie. Ale zna też drogę wyjścia.
Obawy miałam, zanim jeszcze wyszłam za mąż - wspomina Jola. - To było 25
lat temu. Picie Jacka już wtedy było chore. Ale miałam 20 lat i
skończoną szkołę. Chciałam wyjść z domu, usamodzielnić się, założyć
rodzinę. Moje obawy bardzo szybko przerodziły się w dramat. Myślałam, że
sobie z tym poradzę. Najpierw ukrywałam to. Potem szantażowałam go,
żeby poszedł się leczyć. Mówiłam, że jak nie, to odejdę. Parę razy
odchodziłam na dwa, trzy miesiące. To działało, ale na krótką metę.
- Mieliśmy już wtedy dwie córki. Bałem się, że stracę z nimi kontakt. A
żona? Chciała mi je zabrać, więc uważałem ją za wroga. Samo jej odejście
nie było dla mnie wielkim dramatem - przyznaje dziś Jacek.
- Kiedy alkoholik trzeźwieje, potrafi być bardzo przekonujący - mówi
Jola. - Jacek chodził za mną, prosił. Nawet próbował się leczyć. Wtedy
wracała mi wiara. Modliłam się i mówiłam sobie, że skoro przysięgałam
przed ołtarzem, to będę ratować to małżeństwo. Tak się to ciągnęło 8
lat. Wtedy spotkałam kobietę, która też miała męża alkoholika i - w
przeciwieństwie do mnie - próbowała gdzieś szukać pomocy.
Zabiłam te uczucia
Tak trafiłam do Klubu Abstynenta i Al-Anon - samopomocowej grupy dla
rodzin osób uzależnionych od alkoholu. Byłam zszokowana. Po latach
tkwienia w szarym świecie, obracającym się tylko wokół alkoholika i
alkoholu, zobaczyłam, jak kobiety o podobnych problemach z radością
opowiadały o swoich codziennych sprawach i o uczuciach, które ja już
zabiłam. I nawet nie byłam tego świadoma.
To spotkanie zadziałało na mnie tak, że zapytałam jedną z tych kobiet:
„Gdzie ty się tego nauczyłaś?”. A ona na to, że jest taka przychodnia,
są fajne terapeutki... I tak trafiłam na psychoterapię dla żon
alkoholików. Trwała pół roku. Bardzo dużo mi to dało. Otwarło mi drogę
do samej siebie. Zrozumiałam, że jeśli ja nie będę szczęśliwa, to moje
dzieci nie będą szczęśliwe.
Na czym polegał mój problem? To się nazywa: współuzależnienie. Człowiek
zaczyna żyć życiem drugiego człowieka, najczęściej życiem uzależnionego
męża. Nieustannie go kontroluje. Kieruje się zasadami: „Nie czuj. Nie
mów. Ukrywaj. Jeśli trzeba, skłam, żeby ukryć problem, żeby wszystko
jako tako grało”. W to wszystko włączane są dzieci. Nie są już tylko
dziećmi. Muszą przyjmować role, które narzuca im matka. Osobie
współuzależnionej wydaje się, że wie, co druga osoba czuje i czego
potrzebuje. To współuzależnienie jest większym cierpieniem niż
uzależnienie, bo uzależniony znieczula się alkoholem czy narkotykami, a
współuzależniony nie. Żyje w skołowanym świecie, skupia się na innych, w
kółko zastanawia się, czy dobrze zrobił. To jest chore i dostarcza
wielu cierpień. Uwolnienie się z tego kosztuje lata pracy.
Akt odwagi
- Trudno jest zmienić swoje myślenie i zachowanie. Ale powolutku
zaczęłam się inaczej zachowywać. Mniej było kłótni, mniej wulgarności.
Postępowałam mądrzej, zgodnie z zasadą twardej miłości. Na czym ona
polega? Na tym, żeby akceptować alkoholika, ale nie akceptować jego
zachowań. Pozwolić mu ponosić ich konsekwencje. Nie ukrywać tego przed
światem. Jeśli wróci brudny, nie prać. Niech sam sobie wypierze. Jeśli
nabałagani, coś zarzyga - sam musi posprzątać. Jeśli się awanturuje,
okrada dzieci albo je molestuje - trzeba wezwać policję. I domagać się,
żeby poszedł na terapię.
Ja też, gdy dochodziło do awantur, wzywałam policję. To był akt odwagi,
bo nie mieliśmy wtedy telefonu. Musiałam iść do sąsiadki i rozmawiać o
tym przy niej. Albo gdy był pijany i wziął mi kluczyki do samochodu,
musiałam iść do teściowej i stamtąd zadzwonić na policję. Nawet teraz,
kiedy po latach opowiadam o tym w grupie Al-Anon albo wśród koleżanek w
pracy, widzę, że patrzą na mnie jak na nienormalną. Ale to właśnie jest
normalne.
Na szczęście nie zostawałam z tym wszystkim sama. Brałam udział w
spotkaniach grup samopomocowych. Najgorzej jest, gdy kobieta nie ma z
kim o tym porozmawiać. I to nie z byle kim. To nie może być rozmowa z
dziećmi, które nie powinny być w ogóle obarczane sprawami rodziców. Nie
może to też być jakieś obgadywanie męża. Chodzi o rozmowę z kimś, kto
może pomóc, wesprzeć, doradzić.
W końcu jednak doszło do separacji. - Nie chodziło mi o pieniądze, bo
mąż dobrze zarabiał i zawsze mi je dawał. Po prostu chciałam mieć osobne
życie. Nie chciałam rozwodu. Chciałam mu dać sygnał, że to już koniec.
Że chce mieć z nim spokój. Że nie może już nic ode mnie wymagać. Że
zarobię na siebie, a on będzie płacił na dzieci alimenty. I sąd mi te
alimenty przyznał.
Przełom
Jacek kilkukrotnie był na odwykach, ale nie trzeźwiał. Przełom nastąpił,
gdy pojechał na rekolekcje ewangelizacyjne. Tam otrzeźwiał. Z dnia na
dzień.
- Tam usłyszałem, że Bóg jest kimś innym, niż to sobie wyobrażałem. Do
tego momentu był dla mnie kimś, kto notuje moje grzechy i czeka na
potknięcie, żeby mnie ukarać. Z miłością w ogóle mi się nie kojarzył.
Dopiero na rekolekcjach usłyszałem, że Bóg nas kocha, że ma dla nas
wspaniały plan. To było dla mnie odkrywcze. Poszedłem do spowiedzi.
Kapłan, też trzeźwiejący alkoholik, powiedział: „Spróbuj nie pić. Nic
nie tracisz”. Dotąd chciałem nie pić, ale nie dawałem rady, bo... nie
widziałem w tym sensu. Terapie (które wyglądały wtedy inaczej niż dziś)
nic mi nie dawały. A tu pojawiła się nadzieja, że można żyć bez
alkoholu. To był cud. Przebudzenie duchowe. Pobiegłem do Joli, żeby dała
mi jeszcze jedną szansę. I ona dała mi tę szansę. To było w marcu 1995
roku. Odtąd nie piję.
- Wcześniej słyszałam, że takie historie się zdarzają. I doczekałam się
tego - mówi Jola, dodając, że wkrótce potem pojechała z mężem na
wakacyjne rekolekcje oazy rodzin. - Tam przyjęliśmy Jezusa jako Pana i
Zbawiciela. Zaczęliśmy nowe życie - mówi kobieta.
I żyli długo i szczęśliwie?
- Nie. Bo tak to już jest, że nawet kiedy alkoholicy przestają pić, ich
małżeństwa się rozpadają. Ja też miałam w sobie wiele niepozałatwianych
spraw, zwłaszcza poczucie krzywdy. Nadal podświadomie karałam męża.
Próbowałam manipulować innymi. I nie byłam tego nawet świadoma -
przyznaje Jola.
- To było trudne, bo to był czas, gdy sami głosiliśmy już rekolekcje, a
potem gryźliśmy się między sobą. Jola ciągle straszyła, że odejdzie.
Potem to ja chciałem odejść - wspomina Jacek.
- Ale obiecaliśmy sobie, że nawet skłóceni będziemy się razem modlić.
Klękaliśmy więc do Koronki do Bożego Miłosierdzia, a potem wstawaliśmy i
dalej była „cicha msza”. Jednocześnie korzystaliśmy z proponowanego w
oazie dialogu małżeńskiego. Przeszliśmy pełny cykl rekolekcji
ignacjańskich. Szukaliśmy Pana Boga i na nowo budowaliśmy nasze
małżeństwo. Dziś prowadzimy rekolekcje ewangelizacyjne w ośrodkach
odwykowych, a Jacek pracuje jako terapeuta w ośrodku leczenia uzależnień
- mówi Jola.
Jej mąż dodaje, że czasem alkoholik przestaje pić na skutek przebudzenia
duchowego, a czasem kolejność jest odwrotna: najpierw terapia pomaga
otrzeźwieć, a przebudzenie duchowe przychodzi po pewnym czasie.
A dzieci? - Nawet po tym, jak Jacek przestał pić, nie potrafiłam ich
autentycznie słuchać. Córki cierpiały z tego powodu. Jedna z nich, w
wieku 16-17 lat, powiedziała: „Nie chce mi się żyć”. To było dla mnie
straszne - wspomina Jola łamiącym się głosem. - Wzięliśmy udział w
terapii rodzinnej. Czy pomogła? Kiedyś mąż pokazał córkom książkę ze
świadectwami dorosłych dzieci alkoholików. Myślałam, że zobaczą w nich
siebie, że wrócą złe wspomnienia. Ale one skomentowały to bez emocji, z
dystansem. To znaczy, że przepracowały to w sobie. Dziś obie są już
mężatkami. Jakimś cudem potrafią dobrze żyć.
Kiedy żona pije
Zdarza się, że to kobieta jest alkoholiczką, a współuzależniony jest jej
mąż. W grupach samopomocowych dla współuzależnionych (typu Al-Anon)
zdecydowana większość to kobiety. Dlatego w takim wypadku lepiej szukać
pomocy u profesjonalnego psychoterapeuty, najlepiej mężczyzny. Szukaj
terapeutów posiadających zawodowe certyfikaty. To da się sprawdzić w
internecie. Unikaj rzekomych cudotwórców, przedstawiających się jako
znawcy technik Wschodu czy podpinających się pod salony odnowy
biologicznej.
Jarosław Dudała /Gość Niedzielny
Pomoc w Lubinie
mgr Krzysztof Tkaczyk
krzytka@wp.pl
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.
Subskrybuj nasz kanaĹ RSS!