23 kwietnia bieżącego roku w godzinach 09 – 14. Na terenie lubińskiej giełdy i stadionu piłkarskiego odbyły się ćwiczenia dowódczo... » Ostatnie przymrozki i ...
Kilka ostatnich mroźnych nocy może mieć katastrofalne skutki dla sadowników i właścicieli winnic. W wielu ogrodach nie będzie w tym roku j... » „NiepokalanaR...
Sieć kin Helios prezentuje najnowszy film grozy, opowiadający o klasztorze, który choć wydaje się być oazą spokoju, kryje w sobie niebezpi... » Uczysz się i pracujesz...
Dostajesz rentę rodzinną po zmarłym rodzicu i nie wiesz czy możesz dodatkowo pracować? Jest taka możliwość, ale trzeba pamiętać o limitach. Od 1 ... »
Data dodania: 11 stycznia 2012 — Kategoria: Wiadomości
Przemęczenie, presja, niepewność – w takiej atmosferze pracują w lubińskiej służbie zdrowia
Sygnały o tym, że atmosfera pracy w dawnym lubińskim ZOZ i obecnym
Regionalnym Centrum Zdrowia jest zła dochodziły już od jakiegoś czasu.
Związki zawodowe protestują, a pracownicy unikają rozmów o tym, co
dzieje się w zakładzie.
Źle zaczęło się dziać pod koniec lata ubiegłego roku. Wtedy to związki
zawodowe negocjowały pakiet gwarancji pracowniczych dla załogi ZOZ
przejmowanej prze nowo powołaną spółkę prawa handlowego pod nazwą
Regionalne Centrum Zdrowia.
Nie wiadomo kto i dlaczego
Wiadomo było, że nastąpią zwolnienia grupowe. O to by były jak
najmniejsze, związki ostro walczyły. Ostatecznie stanęło na tym, że
pracę straci maksymalnie 75 osób. Nie wiadomo jednak było, kto
konkretnie dostanie wymówienie. I właśnie wtedy atmosfera pracy się
zepsuła. Nie ustalono kryteriów, jakie miały być stosowane podczas
zwolnień. Typowania odbywały się w zaciszu gabinetów zarządu. Nikt nie
był pewien tego, czy zostanie, czy też go zwolnią.
- Wszyscy się boją o pracę – mówi Małgorzata Siwoń, Przewodnicząca
Ogólnopolskiego Związku zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Lubinie.
Rozmowy o zwalnianiu pracowników były podejmowane już w czerwcu
ubiegłego roku. Zgodnie z prawem, związki zawodowe muszą zostać
poinformowane o kryteriach, według których zwolnienia będą się
dokonywać. Niestety, pracodawca zlekceważył to i wcześniej wytypował
ludzi do zwolnienia. - Dopiero 29 lipca dostaliśmy pismo o zamiarze
zwolnień grupowych. Według nas pracę traciły osoby niewygodne dla
zarządu. Z tego co wiemy, około 10 osób spośród zwolnionych złożyło
pozwy w sądzie pracy, bo nie zgadzają się z decyzją pracodawcy. Dlaczego
pracę straciły akurat te, a nie inne osoby – nie wiemy – bezradnie
rozkłada ręce przewodnicząca.
Bo w opozycji?
Przypomnijmy, że zwolniono m.in. Małgorzatę Drygas-Majkę – kierowniczkę
Oddziału Rehabilitacji, a wcześniej starostę powiatu lubińskiego, a
także nie przedłużono kontraktu ze znanym chirurgiem Robertem Szwedem.
Oboje są radnymi z opozycyjnej do rządzących w mieście Platformy
Obywatelskiej.
- Osoby do zwolnienia typował, w porozumieniu z oddziałowymi, Marcin
Domasiewicz, jak nam go wtedy przedstawiono, analityk finansowy -
wyjaśnia Anna Szałaj, przewodnicząca Międzyzakładowego Związku
Zawodowego Pracowników Ochrony Zdrowia i Pomocy Społecznej. – Czy
analityk finansowy, który pracował przedtem w banku ma jakiekolwiek
pojęcie o pracy w szpitalu?! W ślad za tym przychodziły protesty z
oddziałów.
Na dowód przewodnicząca pokazuje pisma z oddziałów. W jednym z nich czytamy, że redukcja personelu o 8 osób, gdzie już obecnie są 3 wolne etaty „…skutkuje zagrożeniem dla życia i zdrowia pacjentów”.
Boją się rozmawiać
To doprowadziło wśród załogi do poczucia zagrożenia. Kiedy do zwolnień
doszło oddziały musiały sobie jakoś radzić. Personel uważa, że
pracowników jest za mało. Ci są przemęczeni. Istnieje ciągły problem z
układaniem grafików, zwłaszcza w sytuacji różnych zdarzeń losowych.
Niektóre z zatrudnionych muszą wykonywać pracę, którą znają jedynie w
teorii.
- Na zebraniu położnych byłam świadkiem sytuacji, która mnie zaskoczyła i
zdumiała – mówi Małgorzata Siwoń. - Otóż omawiano pomysł rotacji
pielęgniarek między oddziałami noworodków i ginekologii. Jedna z
położnych stwierdziła, że przez cale swoje życie zawodowe, czyli przez
27 lat pracowała na ginekologii i odbieranie przez nią porodów może być
zagrożeniem dla matki i dziecka ze względu na brak doświadczenia w tej
materii – No ale jest przecież pani położną ?– usłyszała od pana Marcina
Domasiewicza. Rotacja została wprowadzona bez uprzedniego szkolenia
personelu, ponoć dla dobra spółki? Proszę się więc nie dziwić, że
personel czuje się zastraszony.
Widać to gołym okiem. Żadna z pielęgniarek nie chce rozmawiać o sytuacji
w firmie. Nagle zaczynają się śpieszyć i rozglądają się wokół. Nie chcą
także rozmawiać prywatnie, po zakończeniu pracy.
– Niech się pan nie dziwi - rzuca na odchodne jedna z nich:– Każdy chce pracować.
Nie wytrzymała i odeszła.
Nie dziwią się takiej postawie panie ze związków zawodowych. - Atmosfera
jest bardzo zła – uważa Małgorzata Siwoń. – Jedna z naszych koleżanek,
wiceprzewodnicząca związku już jej nie wytrzymała. Pracowała jako
sekretarka na jednym z oddziałów. Nie była zagrożona zwolnieniem –
chroniła ją ustawa, ale została przerzucana z miejsca na miejsce tzw.
zapchajdziura. Nie miała stałego miejsca pracy, nigdy nie wiedziała co
będzie danego dnia robiła? Niekiedy nie miała niczego do roboty jak
twierdziła. W końcu tego nie wytrzymała i mimo ochrony związkowej
odeszła z pracy. Była dyskryminowana przez zarządzających spółką, tak
jak ja byłam kiedy nie otrzymałam przeniesienia z ZOZ do RCZ, jak
również jedna z koleżanek mojego zarządu związku. Przeniesienie nas do
spółki musiałam wywalczyć pisząc pisma z opiniami prawnymi w tej
sprawie.
W zakładzie miała miejsce jeszcze bardziej dramatyczna sytuacja.
Pracująca tam sekretarka medyczna, po przebytej operacji spędziła kilka
tygodni na oddziale rehabilitacji. Następnie otrzymała zwolnienie
poszpitalne, gdyż tego wymagał jej stan zdrowia. – Nie jest tajemnicą,
że wywarto wtedy na niej presję – mówi Anna Szałaj. - Powiedziano jej,
że jeżeli nie anuluje tego zwolnienia będzie miała kłopoty z dalszą
pracą. – Będzie rzucana z oddziału na oddział, a na jej miejsce
zatrudni się inna osobę. I dziewczyna anulowała zwolnienie. Zamiast
podreperować zdrowie wróciła do pracy.
- Nie wiadomo, kogo bardziej żałować: tych którzy odeszli, czy tych
którzy zostali – mówi się dzisiaj w Regionalnym Centrum Zdrowia.
Anna Szałaj twierdzi, że zwolniono za dużo ludzi, skutkiem tego ci
którzy zostali są przemęczeni, narasta strach przed popełnieniem błędu i
zaszkodzeniem pacjentom. Rośnie obawa, że nie będą w stanie sprostać
coraz większym obowiązkom. Pracownicy mają jednak nadzieję, że zarząd
zrozumie w końcu, iż można korzyści czysto ekonomicznych przedkładać nad
dobro pacjenta.
Mimo umówionego spotkania, rozmowa z prezesem Rafałem Koronkiewiczem,
nie doszła do skutku . prezes nie znalazł czasu, by przyjąć
dziennikarzy.
Dariusz Szymacha
Przedruk z tygodnika "Konkrety"
Wszystkie komentarze umieszczane przez uŃytkownikŃw i gosci portalu sa ich osobista opinia. Redakcja oraz wlasciciele portalu nie biora odpowiedzialnosci za komentarze odwiedzajÂących.
Subskrybuj nasz kanaĹ RSS!